sie 132011
 

Kurs: 3,9 zł – sprzedajemy auto?

Anka, lat 40 – księgowa. Mąż – zawodowy kierowca. Córka – idzie do pierwszej klasy. Dom – 170 m kwadratowych, nowoczesna technologia ogrzewania geotermalnego, więc jest tani w utrzymaniu.
– Za ciepło płacę tyle, ile w Opolu w 40-metrowym mieszkaniu – mówi mąż Ani, Robert.

Za to kredyt hipoteczny – coraz droższy. Raty (aktualnie ok. 920 franków) muszą wpłynąć na konto 10. dnia miesiąca. Wieczorem 9 sierpnia Ankę coś tknęło i otworzyła serwis informacyjny onetu. A tu w oczy bije czerwona czcionka: Frank przez cały dzień kosztował 3,9 zł, a wieczorem – przekroczył magiczną cenę 4 złotych.

– Potem było coś jeszcze o psychologicznej granicy – mówi Ania. – A ja chyba faktycznie zaczynam psychicznie wysiadać. Szybko sprawdziłam, że frank w ciągu miesiąca podrożał średnio o 60 groszy.
Wiadomo, co to znaczy, jeśli idzie o wysokość raty, ja nawet nie chcę liczyć na kalkulatorze, boję się zobaczyć na własne oczy te cyferki.

Sierpniowy przelew zrobił mąż. Ania się bała:
Wcześniej ja robiłam – mówi. – Na początku lipca, po powrocie z wakacji ostatni dzień urlopu spędziłam w domu, prałam i prasowałam. W radiu usłyszałam, że frank bije kolejny rekord, z dnia na dzień skoczył o ponad 1 procent. Rzuciłam pranie i pobiegłam do internetu robić przelew, bo płacę raty po kursie z poprzedniego dnia. A potem pół nocy nie spałam.

Parę dni później frank z dnia na dzień skakał i po 3%. Ania nie kupuje już w sklepie schabu, zastąpiła go kurczakiem. I szczególnie uważnie czyta wszystkie reklamowe gazetki sklepów spożywczych.
Dlaczego brali kredyt we frankach?

– To było nasze marzenie: śniadania na tarasie, wokół domu zwierzęta, na deser ciasto z agrestem zerwanym z własnego krzaczka – mówi kobieta. – Marzenia są po to, by je realizować.

Po rodzicach odziedziczyła kawalerkę, którą zaraz po ślubie sprzedała, by wraz z mężem kupić na ZWM-ie w Opolu dwupokojowe mieszkanie (częściowo na kredyt). – W dwóch pokoikach, z raczkującym dzieckiem, wciąż potykaliśmy się o siebie – mówi. – Posiadanie psa byłoby totalną nieodpowiedzialnością, w mieszkaniu nie było nawet miejsca na klatkę z chomikiem. A marzenia wciąż dawały o sobie znać.

Sprzedali mieszkanie, spłacili kredyt i kupili działkę. Zostało im jeszcze 8 tysięcy. Resztę na dom wzięli z banku. Rok temu wymienili 10-letnie auto na nowiutkiego peugeota, też na kredyt. Mówią, że jeśli nic się nie zmieni w ciągu miesiąca, dwóch – peugeota będzie trzeba sprzedać.

– To nie jest tak, że założyliśmy, iż kurs franka nie wzrośnie więcej niż 30, 40 procent – mówi mąż Ani. – Wiedziałem, że waluta może być droższa nawet o 100 procent, ale sądziłem, że będzie to raczej pod koniec spłacania kredytu, a nie po trzech latach! – mówi mąż Ani.

Ekspert Jakub Górecki: – Jeszcze pięć, sześć lat temu banki prześcigały się w walce o klienta. Kusiły niskimi marżami, darmowymi ubezpieczeniami i usługami doradztwa finansowego czy ubezpieczeniowego.

A klient brał kredyt i przekonywał się do kolejnych: na auto, wakacje, meble, sprzęt RTV. Teraz trudno to wszystko udźwignąć. Niektórzy wpadają więc na pomysł wynajmowania choćby części mieszkania czy domu – na przykład studentom. Ale na realizacje takiego pomysłu mogą sobie pozwolić osoby młode, raczej bezdzietne i bardzo tolerancyjne.

Bo przecież nie po to brało się kredyt na własne M czy dom, aby teraz pozwolić mieszkać tam komuś obcemu.

Article source: http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20110813/REPORTAZ/183768133