sty 012012
 


WITAM MAM ARTYKUŁ ZE STYCZNIA 2009 ROKU …PRZECZYTACJCIE GO SOBIE I PROSZĘ O KOMENTARZ
Szwajcaria i jej banki UBS to pompa finansowo-kredytowa z przelozeniem 100%
Z jednej strony wplywaja  
dolary, z drugiej wyplywaja miliardy na kredyty hipoteczne.

Z jednej strony dewaluuja franka, aby dopasowac warunki poczatkowe do biednych hipotecznikow w Polsce, a z drugiej strony rewaluuja franka, gdy juz sprzedali milion kredytow subprime po 100.000 frankow do Polski.

To jest obrot rzedu 100.000.000.000 frankow.

Szwajcaria oczywiscie nigdy tych pieniedzy nie widziala
i faktycznie one nigdy nie wyplynely ze Szwajcarii.

To jedynie UBS ze Szwajcarii zostal uzyty do przewalutowania dolarow subprime na franki,
aby zwiekszyc zaufanie do kredytu we frankach
i zastosowac mechanizm pompy finansowej
znany z pomp ciepla, z przekladnia 100%.

I tak , wplywa 100 mld $ subprime ze Stanow,
przewalutowywujemy je na franki.

Taka operacje oznacza ze frank powinien zdrozec,
gdyz wykupiono franka za 100 mld $.
Ale nie dzieje sie nic podobnego,
a wrecz odwrotnie.

Kurs franka spada do 2 zl.
Teraz juz wiadomo ze to byl sztuczny kurs, zanizony, dla operacji pompy finansowo-kredytowej dla Polski.

Sprzedano milion kredytow frankowych subprime po 100.000 frankow

I zmieniono bieg pompy finansowo kredytowej
z przelozenie 1:2

Czyli kurs franka zaczal gwaltownie rosnac,
gdyz popyt wzrosl na 100 mld frankow do splaty w ciagu 10-20 lat.

Dodatkowo Bank Szwajcarii sprzedal NBP swap walutowy, gdy konczyla sie hossa kredytow0-frankowa, zeby zamknac wszystkie transakcje.

Dzisiaj NBP nie ma frankow, stad frank drozeje i do kooszyka walut i do zlotowki, z uwagi na sakramencki popyt na franki w Polsce.

Koszt kredytu subprime w dolarach, to dla Szwajcarii
10% rocznie, ale wywolana popytem na franka rewaluucja franka to zysk 100% .
Czyli 90% zysku rocznie dla Szwajcarii.
Nawet jak sie dzielili z Ameryka po polowie to i tak daje to 45% zysku.
Niech podatki i oplaty dla posrednikow kredytowych w Polsce, bankow , wyniosa 50%
To 20% zysku to i tak wielki biznes i zysk w czasach globalnego kryzysu gospodarczego.

Frank byl po 2 zl, dzisiaj 2,80 zl
i rosnie szybko do 3 zl,
za 5 lat bedzie 4 zl.

Pompa finansowa Made in Swiss
dziala doskonale.

Article source: http://biznes.onet.pl/frank-i-dolar-po-4-zl,18490,4986003,1,news-detal

gru 192011
 

Wraz ze zbliżającym się końcem roku i zmianą przepisów prawa bankowego wiele firm przygotowało specjalne świąteczne oferty. Niektórzy deweloperzy nawiązali nawet współpracuję z bankami, tak by ich klienci mogli zdobyć kredyty na korzystniejszych warunkach.

Zmiana przepisów bankowych powoduje, że zmniejszy się wysokość wnioskowanej kwoty pożyczki i czas jej spłaty. To w konsekwencji może spowodować ograniczony dostęp do kredytów mieszkaniowych. W związku z tym na rynku mieszkaniowym zawrzało.

Co czeka kupujących po nowym roku?

W przyszłym roku trudniej będzie o kredyt hipoteczny na mieszkanie, zwłaszcza w przypadku klientów mniej zarabiających. Wejście w życie nowelizacji rekomendacji S od nowego roku może spowodować spadek zdolności kredytowej o ok. 12 proc. Dotyczyć to będzie zarówno rodziny zarabiającej ok. 7 tys. zł netto miesięcznie, jak i singla o dochodach ok. 3,5 tys. zł netto. Banki w szczególności zwiększą wymogi w stosunku do wnioskodawców ubiegających się o kredyty walutowe.

– Kredyty mieszkaniowe denominowane w walutach obcych wg Komisji Nadzoru Finansowego na koniec pierwszego półrocza 2011 wynosiły ponad 60 proc.  Od zeszłego roku 2010 zauważalny jest wzrost udzielanych kredytów w złotówkach. Pomimo wprowadzanych ograniczeń, klienci wciąż poszukują kredytów walutowych. Wiąże się to z odczuwalną różnicą w racie – mówi Mariusz Frątczak, dyrektor regionalny Goldenegg.

Żeby dostać kredyt w euro (gdyż frank jest praktycznie nieosiągalny) trzeba będzie legitymować się nieco wyższymi dochodami niż przeciętne. – KNF poprzez wprowadzane obostrzenia w kolejnych rekomendacjach ogranicza dostęp do kredytów walutowych. Pozostaną one jednak na rynku, lecz dostępne będą w większości dla klientów zamożnych – mówi Mariusz Frątczak. Warto również wiedzieć, iż znacznie spadnie stosunek raty do dochodu, a kredyt walutowy nie będzie mógł być zaciągnięty na okres dłuższy niż 25 lat. Dziś rata pożyczkobiorcy w przypadku kredytów walutowych może stanowić nawet 65 proc. jego dochodu. Od nowego roku nie będzie mogło to być więcej niż 42 proc.

Do końca tego roku mniej zarabiający kredytobiorcy mają większą szansę na otrzymanie pozytywnej decyzji kredytowej. Przy obecnych założeniach zdolność kredytowa, która została wyliczona w tym roku, może w przyszłym ulec pogorszeniu, lub część osób nie będzie jej miała.

Mieszkania pod choinkę, czyli oferty świąteczne

Wzmożona aktywność osób chcących kupić mieszkanie jeszcze w 2011 roku, zaowocowała licznymi atrakcyjnymi ofertami poznańskich deweloperów. – Pomagamy naszym klientom przejść przez gąszcz kredytowych formalności, tak by ułatwić im zakup wymarzonego mieszkania – mówi Daria Miszczyk, dyr. sprzedaży UWI Inwestycje. – We współpracy z bankiem PKO BP opracowaliśmy wyjątkową ofertę kredytową dla klientów UWI Inwestycje S.A. Tylko do końca roku kredytobiorca kupując od nas mieszkanie otrzyma specjalne warunki, na które składa się niższa marża i nawet zerowa prowizja za udzielenie pożyczki w przypadku ubezpieczenia kredytu. Dodatkowo przy zakupie mieszkań w Malcie Nowej UWI oferuje garaże w cenie 8 000 netto – dodaje Daria Miszczyk.

Dla wszystkich tych, którzy nie zdecydowali się jeszcze na kredyt, ale już szukają mieszkania, firma Skaland przygotowała również świąteczną ofertę. – Klienci, którzy są zainteresowani nabyciem mieszkania z ogrodem na Osiedlu Świerkowa Polana II, mogą do końca roku zarezerwować sobie wybrany lokal bez ponoszenia opłaty rezerwacyjnej – mówi Piotr Swoboda, prezes Skaland sp. z o.o.

Do końca tego roku mniej zarabiający kredytobiorcy mają znacznie większą szansę na otrzymanie pozytywnej decyzji kredytowej. Zatem zakup wymarzonego mieszkania pod choinkę może ułatwić i przyspieszyć ich drogę do własnego M.
 

/ PR4You


Article source: http://www.bankier.pl/wiadomosc/Deweloperzy-zachecaja-do-kupna-mieszkania-przed-koncem-roku-2456873.html

gru 152011
 

2011-12-14 05:55
Masz kredyt? Zobacz, ile kosztują cię drogie waluty
fot: Forca/Dreamstime

Autor: Łukasz Pałka

1/2

Raty kredytów we frankach są już wyższe od kredytów w złotych. Ich posiadacze mogą spodziewać się, że będą również musieli zapłacić wyższe ubezpieczenia.

Kryzys w strefie euro powoduje, że polska waluta jest obecnie najsłabsza wobec euro od czerwca 2009 roku. Wczoraj europejska waluta znów umocniła się wobec złotego, zbliżając się do rekordu. Przez chwilę trzeba było za nią płacić 4,57 złotego. Dziś ociera się już o granicę 4,60 złotego.

Z kolei frank szwajcarski wczoraj wieczorem pokonał poziom 3 złotych 70 groszy, a dziś nad ranem kosztował 3 złote 73 grosze. Wyżej od obecnego poziomu był tylko raz, w sierpniu tego roku. Od połowy 2008 roku szwajcarska waluta urosła już wobec złotego o ponad 77 procent, a euro skoczyło o prawie 35 procent.

Zmiana kursu złotego do euro i franka szwajcarskiego od czerwca 2008
Dodaj wykresy do Twojej strony internetowej

To z kolei spowodowało, że kwota zadłużenia posiadaczy kredytów hipotecznych w walutach obcych gwałtownie wzrosła, w wielu przypadkach znacząco przekraczając nawet wartość zakupionej nieruchomości. I to pomimo spłacania rat przez kilka lat.

Kredyt znacznie wyższy niż wartość mieszkania

Około 700 tysięcy osób w Polsce ma kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich. W ogromnej mierze zaciągali je w 2008 roku. Wówczas złoty był bardzo mocny i latem sięgnął swojego szczytu. I właśnie z tego wynikają obecnie wszystkie problemy posiadaczy kredytów hipotecznych w walutach obcych, przede wszystkim we frankach szwajcarskich.

Kwota kredytu

podpowiedź

Oprocentowanie

podpowiedź

%
Okres kredytowania

podpowiedź


Kapitalizacja

podpowiedź


Raty

podpowiedź

Na przykład osoba, która latem 2008 roku wzięła kredyt hipoteczny we frankach szwajcarskich na kwotę 240 tysięcy złotych i dołożyła 60 tysięcy złotych wkładu własnego, dzisiaj ma jeszcze do spłaty około 300 tysięcy złotych. W jeszcze gorszej sytuacji są osoby, które zaciągnęły kredyt na 100 procent wartości nieruchomości. W tym samym przypadku do spłaty pozostaje dzisiaj jeszcze ponad 380 tysięcy złotych, czyli ponad jedna czwarta ponad wartość zakupionego mieszkania.

Skala problemu w wielu przypadkach jest znacznie większa, czasami wartość zobowiązania może być nawet o połowę wyższa od wartości nieruchomości – przyznaje Marcin Krasoń, analityk z Open Finance. – Poza tym, że takiego mieszkania nie opłaca się sprzedać, to powstaje jeszcze ryzyko, że bank zażąda dodatkowych zabezpieczeń kredytu – dodaje.

Problem jeszcze wyraźniej widać, gdy spojrzymy na wartość ogólnego zadłużenia Polaków z tytułu kredytów hipotecznych. Jeszcze na początku 2008 roku wartość zadłużenia w kredytach obcych nie przekraczała 70 miliardów złotych, dzisiaj jest to już 190 miliardów złotych, co oznacza wzrost o 175 procent. W tym samym czasie wartość zadłużenia z tytułu kredytów hipotecznych w złotych wzrosła do 125 miliardów złotych, czyli o 120 procent w porównaniu do początku 2008 roku.

Źródło: Money.pl na podstawie danych NBP

Należy jednak pamiętać, że o ile w przypadku złotych, ten wzrost wynika głównie ze wzrostu samej liczby kredytów, o tyle w przypadku kredytów walutowych ma on przede wszystkim związek z osłabieniem złotego. Od czasów kryzysu z przełomu 2008 i 2009 roku banki stopniowo wycofywały się bowiem z udzielania tego typu kredytów i dzisiaj są już one praktycznie niedostępne.

Raty kredytów we franku już droższe od złotowych

Za osłabieniem złotego poszedł nie tylko wzrost wartości zadłużenia, ale również skok wysokości comiesięcznych rat, płaconych przez posiadaczy kredytów walutowych. Co więcej, są one już teraz wyższe od rat kredytów złotowych.

Jeszcze w połowie 2008 roku rata kredytu na 240 tysięcy złotych była o prawie 500 złotych wyższa w przypadku kredytów złotowych, w porównaniu do zobowiązania denominowanego we frankach szwajcarskich.Do dzisiaj sytuacja się odwróciła i miesięczna rata tego samego kredytu we frankach jest już około 20 złotych wyższa od zobowiązania złotowego.

Źródło: Money.pl na podstawie Open Finance
* Wartość nieruchomości 300 tysięcy złotych – 240 tysięcy złotych kredytu plus 60 tysięcy złotych wkładu własnego.

To, że kredyty we frankach przestały się opłacać, widać również w przypadku zobowiązań, które były zaciągane bez wkładu własnego. Na przykładzie kredytu w wysokości 300 tysięcy złotych na 100 procent wartości nieruchomości widać, że jeszcze w 2008 roku wysokość miesięcznej raty kredytu w złotych była o ponad 600 złotych wyższa od kredytu we frankach szwajcarskich. Potem ta różnica malała i dzisiaj rata we franku jest o około 50 złotych wyższa od zobowiązania w złotych. Jeszcze gorzej było w sierpniu, gdy kurs franka szwajcarskiego doszedł do 4 złotych. Wówczas rata zobowiązania w szwajcarskiej walucie była o ponad 200 złotych wyższa od kredytu złotowego.

Źródło: Money.pl na podstawie danych Open Finance
* Wartość nieruchomości 300 tysięcy złotych, kredyt na 300 tysięcy złotych.

Różnica zapewne byłaby jeszcze większa, ale posiadaczy kredytów we frankach uratowało to, że wzrostowi kursu frankach towarzyszył jednoczesny spadek stóp procentowych w Szwajcarii. Jeszcze w 2008 roku stawka LIBOR, na podstawie której wylicza się oprocentowanie kredytów we frankach sięgała prawie 3 procent. Dzisiaj nie przekracza 0,2 procenta.

Na drugiej stronie przeczytasz, jak zmieniały się raty kredytów w euro i o ile wzrósł koszt ubezpieczenia kredytu hipotecznego.

Article source: http://www.money.pl/gospodarka/raporty/artykul/masz;kredyt;zobacz;ile;kosztuja;cie;drogie;waluty,161,0,989089.html

lis 232011
 

Złotówka jest dziś zbyt słaba, by podjąć decyzję o przewalutowaniu kredytu. Opłacałoby się tylko wtedy, gdyby np. franki kosztowały mniej niż w momencie, gdy je pożyczaliśmy.

Tymczasem tylko przez ostatni rok rata kredytu hipotecznego we frankach szwajcarskich – 200 tys. zł na 30 lat – wzrosła o ok. 150 zł, najwięcej ze wszystkich walut.

Czytaj też: Ryzyko walutowe. Frank szwajcarski zbliża się do rekoru wszechczasów [Zobacz, jak rósł w siłę od 2007 roku]

Kredyty walutowe. Zawsze trzeba liczyć się z ryzykiem

Niestety, w przypadku takich kredytów zawsze ponosimy ryzyko i nie ma znaczenia, jaką walutę wybieramy. Ma to związek z możliwością wystąpienia zmiany jej kursu, co może stać się z godziny na godzinę.

To jest atrakcyjna oferta, ale tylko do chwili, gdy koszt obsługi zadłużenia jest niższy niż w przypadku kredytu złotowego. Gdy ta granica coraz bardziej zaciera się (kurs franka rośnie, a polski pieniądz osłabia się – jak było w tym roku), wielu klientów zastanawia się nad przewalutowaniem, czyli zamianą tego kredytu na złotówkowy.
Tymczasem, jak radzą eksperci z Porównywarki Finansowej Comperia.pl, to nie jest dobry sposób dla zadłużonych w obcej walucie na ucieczkę przed słabnącym kursem złotego.

Czytaj też: Czy opłaca się ubezpieczyć kredyt od utraty pracy? [CZĘŚĆ 1. NASZEGO PORADNIKA]

Jeżeli kredytobiorca zaciągnął kredyt hipoteczny przy kursie 2,5 zł za franka, to nie będzie opłacało się przewalutowanie na złote przy jego cenie wyższej od 2,50. Dodajmy, że np. wczoraj kosztował on 3,6 zł! Klient poniesie więc ewidentną stratę: aż 44 proc.! Identycznie przewalutowanie przy kursie o 44 proc. niższym od tego obowiązującego w dniu uruchomienia kredytu, przyniesie dodatkowy zysk w takiej samej wysokości.

Przewalutowanie kredytu. Wirtualny zysk, wirtualna strata

Czy to jest możliwe? – To jakby wirtualny zysk i wirtualna strata, ot walutowa spekulacja, nie polecamy jej – radzi Jacek Kasperczyk, analityk z Comperii.pl
Trzeba też pamiętać, że przewalutowanie kredytu nie jest za darmo.
Wprawdzie nie każdy bank pobierze prowizję, ale w większości przypadków wyniesie ok. 1 proc. od wartości pożyczki, czyli np. w przypadku 200 tys. zł, będzie to ok. 2 tys. zł.

Oczywiście i przy jej obliczaniu w grę wejdą walutowe widełki. Przejście na kredyt w danej walucie nastąpi po kursie spłaty. Z kolei zadłużenie zostanie spłacone po kursie sprzedaży. Różnica między nimi to dodatkowy koszt, który klient musi ponieść z własnej kieszeni.

Także w tym przypadku na pewno zaboli tak nielubiany przez kredytobiorców spread, na którym zarabiają banki, tj. różnica między kursem kupna a sprzedaży danej pary walut, choćby franka i złotego.

Inne koszty przewalutowania

Ponadto bank może też obciążyć klienta nie tylko prowizją za przewalutowanie kredytu, ale również opłatą za sporządzenie aneksu do umowy, zmianą wpisu hipotecznego (na taki w złotówkach). Ma też prawo zażądać dokumenty potwierdzające wysokość i źródło dochodów oraz aktualny odpis z ksiąg wieczystych. Może oczywiście zrezygnować z głównej prowizji. Jednak, niestety, w większości starych kredytów jest ona zapisana w umowach.

Czytaj też: Kto może ogłosić upadłość konsumencką? [CZĘŚĆ 2. NASZEGO PORADNIKA]

Poza tym bank ponownie zbada zdolność kredytową, przecież sytuacja życiowa klienta mogła się zmienić, czyli m.in. urodziło mu się dziecko czy wzrosło jego zadłużenie. W tej sytuacji należy dostarczyć dokumenty świadczące o dochodach rodziny.Photobucket

Co się opłaca. Warto rozważyć pożyczkę w euro

– Klient, który dopiero decyduje się na kredyt hipoteczny, może rozważyć raty w euro – podpowiada Mikołaj Fidziński, analityk z Comperii.pl. – Co prawda było kilka okresów, w tym końcówka września tego roku, gdy rata kredytu w złotych była niższa, to łącznie dotychczas zadłużony w euro zapłaciłby około 3,3 tys. zł mniej (kredyt 200 tys. na 30 lat-red.).
Warto również przypomnieć, że możemy skorzystać z prawa, jakie daje nam ustawa antyspreadowa. Gwarantuje ona każdemu spłacającemu kredyt walutowy, by za darmo otrzymał aneks do umowy i zaczął płacić raty bezpośrednio w walucie zobowiązania. Przykładowo, gdy ktoś spłacił swą ratę kredytu za październik tego roku w euro z kantoru, a nie bezpośrednio z banku, zaoszczędził ponad 36 zł.

Dziś w przypadku kredytu 200 tys. zł na 30 lat, najniższe wydają się raty w dolarach (patrz infografika). Jednak są bardziej ryzykowne, choć w ciągu roku to one wzrosły najmniej. Niewielu klientów decyduje się na amerykańską walutę. Eksperci nie są zdziwieni, bo twierdzą, że to jak gra w ruletkę, nagle wszystko może się zmienić.

Czytaj też: Negocjacje z firmą windykacyjną. Masz długi, jest szansa na zawarcie korzystnej ugody! [CZ. 3 NASZEGO PORADNIKA] 
 

Article source: http://www.strefabiznesu.pomorska.pl/artykul/przewalutowanie-kredytu-kiedy-sie-oplaca-cz-4-naszego-poradnika-73251.html

paź 182011
 

Jerzy Bielewicz prezes Stowarzyszenia „Przejrzysty Rynek”


Wraz z nacjonalizacją francusko-belgijskiego banku Dexia możemy mówić o nawrocie kryzysu finansowego w najgorszej postaci, kiedy to banki, pomimo wsparcia finansowego w 2008 i 2009 roku, ponownie sięgają po gotówkę do kieszeni podatników.
Tymczasem w ciągu pierwszych sześciu miesięcy tego roku zadłużenie zagraniczne Polski wzrosło, według danych NBP, o 50 mld USD! Najszybciej, o 20 proc. (w stosunku do początku roku), rosło w sektorze bankowym (14 mld USD), co szczególnie niepokoi ze względu na poważne kłopoty z bankami w całej strefie euro. Skala wzrostów zadłużenia zagranicznego w wymiarze złotówkowym jest oczywiście jeszcze większa z uwagi na znaczne osłabienie złotego w ciągu kilku ostatnich tygodni. Słabość naszej waluty wraz z wysokim kosztem nowych kredytów może okazać się zgubna dla polskiej gospodarki w najbliższych miesiącach.
Jako kraj przypominamy niestety coraz bardziej klienta banku wrobionego w kredyt hipoteczny we frankach szwajcarskich, którego dług po 4-5 latach spłacania jest dziś większy, niż kiedy kredyt brał.

Natura kryzysu
Irlandia i Grecja, oba kraje na finansowej kroplówce Unii Europejskiej, jednak co do przyczyn kłopotów finansowych różni je wiele. Mocną gospodarczo Irlandię rzucił na kolana rozpasany ponad miarę sektor bankowy, który – ratowany z zapaści – obciążył nadmiernie konto państwa. Grecja, postrzegana odmiennie, jako słaba gospodarczo, ze swoim 160-procentowym zadłużeniem w stosunku do PKB przyprawia o drżenie rąk bankierów we Francji i Niemczech. Oni to bowiem udzielali greckiemu rządowi coraz to większych kredytów. Jakby nie patrzeć na przypadek Grecji i Irlandii, możemy mówić o niezaprzeczalnej symbiozie polityków z bankierami. Jedni zwykli patrzeć przez palce na przewiny i grzechy drugich. I tak oto sięgnęliśmy do praprzyczyny kryzysu – braku jakiejkolwiek odpowiedzialności za błędy w zarządzaniu bankiem czy całym państwem. Wszak to politycy obdarzyli bankierów bezkrytycznym zaufaniem, biorąc w zamian skwapliwie nieograniczone kredyty wraz ze sztucznie pompowaną koniunkturą.
Dług publiczny Belgii sięgał z końcem roku 100 proc. PKB. Tym razem ponowna nacjonalizacja Dexii kosztowała Belgię 4 mld euro w gotówce i 90 mld euro w gwarancjach rządowych. Resztę rachunku, około 40 mld euro, pokryły rządy Luksemburga i Francji. Cóż z tego, że kolejny bank uratowano przed niekontrolowanym bankructwem, jeśli w wyniku tej operacji pozycja finansowa zarówno Francji, jak i Belgii skokowo pogorszyła się wraz ze wzrostem długu i deficytu finansów publicznych. Agencje ratingowe nazajutrz po nacjonalizacji Dexii zapowiedziały obniżenie wiarygodności finansowej Belgii. Mamy więc do czynienia z łańcuchem przyczynowo-skutkowym, którego nie sposób przechytrzyć. Politycy dbają przy tym o to, by i inne kraje nie czuły się bezpieczne w kryzysowym zamęcie. Biedna Słowacja udzieliła w zeszłym tygodniu 7,7 mld euro gwarancji państwowych na ratowanie wspólnej waluty, czytaj: systemu bankowego w strefie euro. Nikomu do głowy nie przyszło, że mała Słowacja z rocznymi dochodami podatkowymi na poziomie 13 mld euro, gdyby przyszło co do czego (a przyjdzie!), nie będzie w stanie takich gwarancji wypełnić.
Jakby to nie zabrzmiało, kryzys doszedł do poziomu finansowego absurdu, kiedy to udajemy, że z jednej pustej kieszeni przekładamy do drugiej pustej kieszeni pieniądze, których też niestety nie ma.

Jak kostki domina
W dzień po nacjonalizacji Dexii agencje ratingowe obniżyły wiarygodność finansową 10 hiszpańskich banków, w tym największego z nich – Sandanter, właściciela banku BZ WBK na naszym rynku. Podobny los w ciągu czterech ostatnich tygodni spotkał 3 banki włoskie, 12 brytyjskich, 9 portugalskich i 2 francuskie. Nie wspominając o obniżce ratingów Włoch, Hiszpanii, Irlandii i Grecji. Prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka określił na Forum Ekonomicznym w Krynicy dwa główne zagrożenia dla systemu bankowego w Polsce: kredyty udzielone w obcych walutach (nasz „kochany” frank szwajcarski) oraz reakcja zagranicznych spółek-matek banków w Polsce na rozszerzający się w eurostrefie kryzys. Myślał zapewne przede wszystkim o Pekao SA, którego właścicielem pozostaje włoski UniCredit, Millennium w rękach portugalskich, czy o Polbanku należącym do Greków. Jednak Marek Belka nie docenia największego ryzyka, które może wywrócić światową gospodarkę i nasze budżety domowe – niekontrolowanego wzrostu inflacji.

Rynek kredytów hipotecznych
Pozostawmy na chwilę banki i poświęćmy naszą uwagę ich klientom. Utarło się w Polsce upatrywać główne zagrożenia w kredytach udzielanych klientom w obcych walutach. Nic bardziej mylnego. Równie ryzykowne są kredyty złotówkowe ze zmienną stopą oprocentowania. Ich koszt okaże się nie do udźwignięcia, jeśli ruszy inflacja, a stopy procentowe pójdą ostro w górę. Banki w ciągu ostatnich 10 lat przerzuciły wszelkie ryzyka na barki swoich klientów. Z instytucji zaufania publicznego przeistoczyły się w pośredników finansowych, którzy nie odpowiadają za wiarygodność finansową klientów, co więcej – gotowe są tych klientów sprzedać wraz z kredytami. Poseł elekt Zbigniew Kuźmiuk wzywa do debaty sejmowej na temat sektora bankowego w Polsce. Doszukuje się kolejnych trupów w szafie. Chciałby zacząć od wyjaśnienia na forum Sejmu RP tzw. Projektu Chopin. W kwietniu 2006 roku ówczesny prezes Pekao SA Jan Krzysztof Bielecki podpisał za swój bank umowę z włoskim deweloperem Pirelli. Literą umowy oddał Pirelli prawa majątkowe do wszystkich trudnych kredytów Banku Pekao SA, które zmaterializują się na przestrzeni następnych 25 lat. Jeśli dojdzie do sprzedaży kredytów hipotecznych na rzecz Pirelli, to właśnie ten włoski deweloper będzie windykował polskich klientów Banku Pekao SA. O włoskich sposobach na dłużników przekonał się na własnej skórze producent makaronów Malma, Michel Marbot, który od dwóch tygodni protestuje przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów w Alejach Ujazdowskich. Najpierw „gościł” w swym zakładzie we Wrocławiu krewkiego Włocha, który z tasakiem w ręku przegonił pracowników z hali produkcyjnej. Dwa tygodnie później syndyk (prywatnie zaprzyjaźniony z Włochem od tasaka) wymontowuje części maszyn niezbędne do produkcji makaronu, zamyka hale produkcyjne, nie wpuszcza do zakładu pracowników. Z dnia na dzień na bruk idzie 150 osób w Malborku i Wrocławiu. Co ma wspólnego francuski przedsiębiorca z klientami Banku Pekao SA, którzy zastawili swoje mieszkania pod kredyty hipoteczne? Otóż umowa wspólników między Pirelli a Pekao SA dotyczy wszystkich kredytów powyżej 250 tys. zł udzielonych przez Pekao SA, a zabezpieczonych na nieruchomościach klientów tego banku.
Według Biura Informacji Gospodarczej, ponad 2 miliony Polaków ma dziś problemy finansowe ze spłatą swoich zobowiązań na ogólną sumę 32,5 miliarda złotych. I choć w większości przypadków chodzi o kwoty „nieduże” (do 5 tys. zł), to jednak stanowią oni ponad 15 proc. dorosłej populacji. 700 tys. rodzin w Polsce spłaca kredyty we franku szwajcarskim (53 proc. wartości w złotych wszystkich kredytów hipotecznych – połowa 2011 roku). Udzielono dotychczas ponad 1 mln 600 tys. kredytów hipotecznych na ogólną sumę ponad 300 mld złotych. A wszystkie one na zmienną stopę oprocentowania! Sami bankowcy określają je jako polskie sub-primes (nazwa amerykańskich kredytów hipotecznych), tykającą bombę, która prędzej czy później wybuchnie ze zdwojoną siłą wraz z osłabieniem złotego, wzrostem inflacji, podwyżkami stóp procentowych i spadkiem cen nieruchomości. Rację ma poseł elekt Zbigniew Kuźmiuk, jeśli zawczasu chce przyjrzeć się działalności banków na polskim rynku. Albowiem dziś nie jest pytaniem, czy kryzys uderzy w nas ponownie. Co do tego nikt, nawet premier Donald Tusk, nie ma najmniejszych wątpliwości. Pytanie sprowadza się do banalnego: kiedy? I na tę ewentualność należy się już teraz dobrze przygotować.
Jak? Przykład daje premier Viktor Orbán na Węgrzech. Najpierw opodatkował instytucje bankowe, potem zamroził kurs franka szwajcarskiego na poziomie 180 forintów, by następnie umożliwić Węgrom natychmiastową spłatę zadłużenia na dogodnych, preferencyjnych warunkach.

Banki na sprzedaż
Jean-Claude Trichet określił problemy w strefie euro jako systemowe. Główne zagrożenie upatruje w wadliwie działających instytucjach finansowych. Trudno nie przyznać racji szefowi Europejskiego Banku Centralnego po drugiej na przestrzeni 3 lat nacjonalizacji Dexii. Kazus Dexii jest też wyznacznikiem tego, co może się dziać w sektorze bankowym. Politycy mogą z dnia na dzień podjąć arbitralne decyzje o nacjonalizacji dowolnego banku. Dziś wszystkie banki z kapitałem zagranicznym działające w Polsce są w praktyce wystawione na sprzedaż z powodu kłopotów finansowych spółek-matek. Ponieważ poważnych nabywców obecnie nie widać (chyba że rosyjski Sberbank, któremu doradza były prezes UniCredit, Aleksandro Profumo, architekt Projektu Chopin), należy poważnie wziąć pod uwagę, w przypadku możliwej zapaści finansowej Włoch i włoskiego UniCredit, wymuszoną w tych okolicznościach nacjonalizację Banku Pekao SA. Czy jak zwykle cena grałaby niepoślednią rolę? Jeśli miałoby się okazać, że w ramach Projektu Chopin i umowy wspólników Pekao SA z Pirelli dokonano transakcji na szkodę Pekao SA, Włosi znaleźliby się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Musieliby pokryć także dotychczasowe szkody.


Article source: http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20111018&typ=my&id=my07.txt