lis 302011
 

Polityk wykazał w oświadczeniu pięć gigantycznych długów. Palikot, według tego, co sam wpisał, zadłużony jest w BRE Banku, gdzie ma otwartą linię kredytową na bieżące wydatki, a także kredyt na 5 milionów złotych, którego jednak nie bierzemy pod uwagę, bo dziś mija termin jego spłaty. Ma też zobowiązania wobec Metrobanku, gdzie wziął kredyt hipoteczny, w firmie Dzierwany S.A., skąd ma pożyczkę na inwestycje kapitałowe oraz w likwidowanej księgarni na Wiejskiej – łącznie jest winny różnym podmiotom prawie pięć milionów złotych.

W oświadczeniu oprócz konkretnych zobowiązań trzeba podać warunki, na jakich zostały one udzielone – stąd mogliśmy wyliczyć szacunkową ratę, jaką miesięcznie musi płacić poseł. Przyjmując nawet największy z możliwych okresów kredytowania, ta łączna rata to prawie 50 tysięcy złotych. Poseł, według oświadczenia majątkowego umieszczonego na stronach Sejmu, nie ma tyle pieniędzy, by te kredyty spłacać. Z czego więc żyje? Być może utrzymuje go żona albo przepisał na kogoś cały swój majątek.

Pytany o to Robert Leszczyński szef partii Palikota na Warmii i Mazurach unika odpowiedzi i odsyła na stronę internetową Sejmu, dodając, że „to sytuacja lepsza niż prezesa Jarosława Kaczyńskiego”.

Oświadczenie majątkowe Janusza Palikota

Article source: http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-z-czego-sie-utrzymuje-janusz-palikot,nId,416230

lis 302011
 

„Od 5,99 proc.” – jeszcze kilka miesięcy temu tak Antonio Banderas reklamował kredyt gotówkowy Banku Zachodniego WBK. Dzisiaj Banderas zamiast oprocentowaniem kusi stówką w prezencie (dostaniemy ją, jeśli pożyczmy co najmniej 3 tys. zł) oraz obiecuje superniską ratę – tylko 19 zł za każdy 1 tys. zł kredytu.

Zmiana strategii? Być może po kilku latach faszerowania nas reklamami, w których eksponowano oprocentowanie (obowiązkowo w towarzystwie gwiazdek lub przyimka „od”), przestaliśmy się na to nabierać. Być może do konsumentów w końcu dotarło, że oprocentowanie kredytu gotówkowego grubo poniżej 10 proc. jest co najmniej podejrzane.

Teraz modne w reklamach pożyczek, głównie zamieszczanych w internecie, zaczyna być eksponowanie miesięcznej raty. Pionierem tego triku był Lukas Bank (dzisiaj Crédit Agricole) ze swoim kredytem „prostoliczonym”.

Idea jest prosta. Bank obiecuje, że miesięczne koszty kredytu wyniosą 10 zł od każdego pożyczonego tysiąca. Jeżeli pożyczamy np. 5 tys. zł, miesięcznie zapłacimy 50 zł. Ale uwaga! To, co obiecuje Crédit Agricole, to tylko „kosztowa” część raty – odsetki, ubezpieczenie, prowizje. Oprócz tego musimy oczywiście spłacać kapitał.

Kredyt może i jest „prostoliczony”, ale to nie znaczy, że jest tani. Poszedłem do oddziału banku, żeby na własnej skórze przekonać się, ile kosztuje. Udawałem klienta, który chce pożyczyć 2 tys. zł na rok. Taki kredyt kosztowałby mnie w sumie 240 zł, czyli tak, jak obiecują w reklamie – po 10 zł miesięcznie za każdy tysiąc.

Czy to dużo? Oprocentowanie pożyczki to tylko 6,34 proc.! Tyle że odsetki to niejedyny koszt. Drugie tyle musiałbym zapłacić za obowiązkowe ubezpieczenie kredytu. Bank pobiera też opłatę za udzielenie kredytu.

Załóżmy, że jakiś bank udziela mi kredytu na najgorszych możliwych warunkach: oprocentowanie 24 proc., a prowizja 5 proc. (to dzisiaj maksymalne stawki, na jakie pozwala prawo), ale nie wymaga ubezpieczenia. W tej sytuacji za pożyczenie 2 tys. zł na rok zapłaciłbym 273 zł, czyli tylko 33 zł więcej niż w Crédit Agricole.

Kredyt „prostoliczony” z pewnością nie jest więc tani, ale przynajmniej przejrzysty, czego nie można powiedzieć o sztuczkach Antonio Banderasa i kilku innych banków. „19 zł miesięcznie za 1000 zł kredytu” w reklamach BZ WBK czy „22 zł za 1000 zł” na stronie internetowej Alior Banku to raty po prostu od czapy. Żeby nie było wątpliwości – banki mają na myśli już pełne raty uwzględniające kapitał i odsetki.

I nie chodzi o to, że są źle wyliczone. Ważne, w jaki sposób! Na stronie internetowej Alior Banku (przypomnijmy: rata 22 zł za 1000 zł) obok reklamy pożyczki można znaleźć uproszczony kalkulator kredytowy. Do dyspozycji mamy dwa suwaki. Jednym możemy ustawić kwotę pożyczki, drugim okres spłaty. Na dole – w zależności od położenia suwaków – pojawia się wysokość miesięcznej raty. Kwotę ustawiamy na 1 tys. zł. Teraz suwak „okres spłaty” przesuwamy do momentu, aż rata wyniesie obiecane w reklamie 22 zł. Zatrzymujemy się dopiero na ośmiu latach! Jeżeli przesuniemy suwak mocno w lewo, ustawiając go na 12 miesiącach, miesięczna rata wyniesie ponad 93 zł! BZ WBK eksponuje ratę „19 zł za każdy 1000 zł” na przykładzie kredytu rozłożonego na sześć lat. Kto bierze kredyt gotówkowy o stosunkowo niewielkiej wartości (1 tys. zł) na osiem lat!? W rzeczywistości nie powinno nam to zająć więcej niż rok, bo inaczej zjedzą nas odsetki (w końcu bankom o to chodzi). To trochę tak, jakbyśmy zaciągali kredyt hipoteczny na 250 lat. Przy takich założeniach prawie każdy mógłby sobie pozwolić na hipotekę.

Dzięki wydłużaniu okresu spłaty kredytu możemy zmniejszyć miesięczne raty i dostosować je do naszych możliwości finansowych. Czasem po prostu nie ma wyjścia. Ale wykorzystywanie takich trików w reklamach to po prostu wprowadzanie klientów w błąd. Rozkładając 100 zł pożyczki na osiem lat, miesięczna rata wyniosłaby jakieś 2 zł. Tyle że to rata z Księżyca.

Article source: http://gospodarka.gazeta.pl/Edukacja_w_finansach/1,104204,10729808,22_zl_za_1000_zl_kredytu__czyli_rata_od_czapy.html

lis 292011
 

W Polsce stosunkowo nową kategorią zawodową są freelancerzy – osoby niezatrudnione na etat, pracujące na własny rachunek. Brak stałej umowy o pracę nie jest jednak dla nich problemem na drodze do uzyskania kredytu hipotecznego. Eksperci Związku Firm Doradztwa Finansowego podpowiadają jakie warunki muszą spełnić freelancerzy, by pożyczyć środki na zakup własnego lokum.

Wyższe dochody u freelancera

Jak wynika z badania przeprowadzonego w 2010 r. przez serwis Infant.pl polscy freelancerzy to w większości ludzie w wieku od 26 do 40 lat, którzy posiadają wykształcenie wyższe. Z zawodu są to często graficy, informatycy, dziennikarze, tłumacze oraz wszystkie te osoby, które pracują na zlecenie firm zewnętrznych i prowadzą jednoosobowe działalności gospodarcze.

Co prawda, sytuacja finansowa wolnych strzelców zależy od konkretnego zlecenia, ale z pewnością można określić ją jako dobrą. Przeciętnie freelancer otrzymuje wynagrodzenie znacznie wyższe niż wynosi średnia krajowa – jak wynika z badania ponad 42 proc. ankietowanych zarabia miesięcznie około 5 tysięcy zł brutto, a 34 proc. może pochwalić się pensją w granicach 10 tysięcy złotych. Tak wysokie zarobki uzyskują ambitni i kreatywni przedsiębiorcy, którzy zamiast bezpiecznego etatu wolą realizować własne pasje i ambicje.

Freelancerzy często prowadzą jednoosobowe działalności gospodarcze, których siedziba mieści się w domu. – Dla wielu z nich dom jest miejscem pracy, dlatego często ubiegają się o kredyt hipoteczny, aby móc realizować swoje zlecenia w komfortowych warunkach. Zanim jednak bank przyzna im kredyt musi obliczyć zdolność kredytową, czyli oszacować możliwość spłaty zobowiązania z odsetkami w określonym terminie na podstawie osiąganych dochodów i stałych zobowiązań kredytobiorcy – tłumaczy Michał Krajkowski (DK Notus, Związek Firm Doradztwa Finansowego).

W pojedynkę łatwiej o kredyt

W uzyskaniu kredytu wolnemu strzelcowi pomogą nie tylko udokumentowane wysokie zarobki, ale także brak dodatkowych wydatków w postaci np. partnera na utrzymaniu. – Podobnie jak w przypadku osób zatrudnionych w oparciu o umowę o pracę, bank obliczając zdolność kredytową weźmie pod uwagę nie tylko dochody i obciążenia, takie jak zaciągnięte kredyty gotówkowe, ale też przyjrzy się dokładnie limitom konta osobistego lub karty kredytowej. Dodatkowym obciążeniem dla zdolności kredytowej jest każda osoba, którą freelancer ma na utrzymaniu. Im jest ich więcej, tym zdolność będzie mniejsza – tak o warunkach przyznawania kredytów wypowiada się Michał Krajkowski (DK Notus, ZFDF).

Przed wizytą w banku warto więc zapoznać się z jego ofertą i przygotować się do wynegocjowania korzystnych warunków. Aby otrzymać kredyt pracując na umowę zlecenie lub
o dzieło należy przedstawić minimum 6 takich umów, a w przypadku niektórych banków muszą to być umowy prowadzone od co najmniej 12 miesięcy. Część instytucji kredytujących przy ocenie zdolności kredytowej zwraca uwagę na całą kwotę, jaka wypłacana jest na podstawie umowy, a inne jedynie na jej część. Niektóre osoby zatrudnione w takiej formie składają więc w banku zaświadczenie o realnych kosztach wykonywanych przez siebie umów. Banki precyzyjnie przyglądają się również przedsiębiorcom – własna działalność, nawet jeśli jest najbardziej obiecująca musi być prowadzona przynajmniej przez rok.

Poprawić zdolność kredytową pomoże również spłacenie innych zobowiązań kredytowych oraz zmniejszenie lub zlikwidowanie limitów na kartach kredytowych. Z dodatkowym wydatkiem, takim jak zakup samochodu, lepiej poczekać aż kredyt hipoteczny zostanie już przyznany, bowiem posiadanie samochodu obniża zdolność kredytową.

Kredyt dla wolnego strzelca
 
Jakie warunki musi spełnić osoba ubiegająca się o kredyt, gdy nie posiada umowy o pracę? Na to pytanie odpowiedzieli eksperci ZFDF, sprawdzili jakie wymogi stawiają banki przed freelancerami ubiegającymi się o kredyt. Poniżej prezentujemy zestawienie warunków stawianych przez banki: Getin NobleBank,  mBank / Multibank, Bank Pocztowy, ING Bank Śląski, Credit Agricole, BNP Paribas, Alior Bank, Deutschebank, Nordea i PKO BP.

Pobierz całe zestawienie

/ Żarówka PR i Marketing


Article source: http://www.bankier.pl/wiadomosc/Kredyt-hipoteczny-tez-dla-freelancera-2445541.html

lis 292011
 

Autor artykułu, ma chyba problemy ze zrozumieniem. Pisze, -ponieważ wielu wpisując PKO BP nie wyszczególniło czy chodzi o ten bank, czy też może Pekao SA. Jak ktoś mógł wpisać PKO BP, myśląc o Pekao. Chyba, że autor miał zamiar napisać, że posłowie podawali bank pko, bez żadnych dopisków, wtedy można rzyczywiście różnie myśleć. Ale co chcieć dokładności u posłów, jeżeli nie ma jej u redaktorów.

odpowiedz

Article source: http://banki.wp.pl/kat,6598,title,Nie-odrozniaja-zubra-od-skarbonki,wid,14030427,wiadomosc.html

lis 292011
 

Średnia kwota kredytu hipotecznego zaciągana w łódzkim mBanku na zakup używanego mieszkania w Łodzi wynosi 180 tys. zł. W sytuacji, gdy łodzianin decyduje się na kupno mieszkania na kredyt w stanie deweloperskim, wydaje prawie dwa razy więcej. To ewenement w skali kraju, w żadnym dużym mieście różnice nie są aż tak znaczące.

– W pozostałych dużych miastach dysproporcja w średniej kwocie kredytu udzielanego na kupno nowego i używanego mieszkania nie jest ta wyraźna – zaznacza Magdalena Wypych, ekspert w wydziale kredytów hipotecznych, odpowiedzialna za ofertę mBanku i MultiBanku. – W Gdańsku na przykład klient bierze kredyt na kupno mieszkania z rynku wtórnego średnio na kwotę 260 tys. zł, natomiast nowego na kwotę średnio 360 tys. zł. Podobnie sytuacja wygląda w Krakowie, kredyt na mieszkanie używane to średnio 280 tys. zł, a nowe na 330 tys. zł. Analogicznie sytuacja wygląda w Białymstoku i Katowicach.

Na wybór mieszkań z rynku wtórnego duży wpływ ma także mała dostępność nowych lokali.

Z raportu firmy Emerson „Pierwotny rynek mieszkaniowy, II kwartał 2011” wynika, że łodzianie, którzy myśleli o kupnie nowego lokum mieli do wyboru… 600 mieszkań. W tym samym czasie w Poznaniu mieszkań gotowych do oddania było 1.300, w Krakowie 1.800, a w Warszawie 4.600.

Podobna tendencja wynika z zestawienia oddanych do użytku mieszkań, które przygotował Główny Urząd Statystyczny. W całym ubiegłym roku do użytku łodzian zostało od-danych 2 tysiące nowych mieszkań, w Krakowie było ich 4,7 tys., we Wrocławiu 4,6 tys., a w Warszawie aż 12,5 tys.

Dopiero trzecim z kolei czynnikiem branym pod uwagę przez łodzian przy zakupie jest lokalizacja mieszkania.

– Wpływ na to mają dogodne położenie, rozwinięta infrastruktura oraz dostęp do komunikacji miejskiej – zaznacza Dominik Skrzycki, zastępca dyrektora ds. kredytów hipotecznych w mBanku i MultiBanku. – Klienci chcą także uniknąć ryzyka nieukończenia budowy. Ważna jest dla nich możliwość zobaczenia lokalu przed finalizacją transakcji.

Eksperci od finansów i rynku nieruchomości zauważają, że w przeciwieństwie do czasów przed kryzysem dziś mamy rynek klienta, a nie dewelopera czy sprzedającego.

Obecnie nie zdarza się już, żeby sprzedawały się tzw. dziury w ziemi. Efektem jest realny spadek cen nieruchomości. Wpływ na to mają także zmiany w rządowym programie dofinansowującym zakup mieszkania „Rodzina na swoim”, w którym zaostrzono wymogi cenowe mieszkań.

Article source: http://lodz.naszemiasto.pl/artykul/1179847,lodzianie-kupuja-mieszkania-dobrze-polozone-i-uzywane,id,t.html?kategoria=660